Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pan sobie wyobrazi rozmowę z Schombergową! Gdybym to opowiedział naszym chłopcom, nie chcieliby mi wierzyć. Jakże pan ją ugłaskał? Co pan o tem wszystkiem myśli? Przecież ona wydaje się za głupia aby zrozumieć co się do niej mówi, i za lękliwa żeby odpędzić kurczę. Ach te kobiety! Niewiadomo co siedzi nawet i w najspokojniejszej.
— Schombergowa broniła swego życiowego stanowiska — odrzekł Heyst. — Cel zupełnie godny szacunku.
— Więc to tak! Domyślałem się że tak być musiało — wyznał Davidson i opowiedział Heystowi szczegóły gwałtownych zajść, które nastąpiły po odkryciu jego ucieczki. Heyst słuchał z uprzejmą uwagą i zasępił się nieco, ale nie okazał zdziwienia i nic na to nie odpowiedział. Gdy Davidson skończył, Heyst podał mu szal; kapitan obiecał, że postara się wręczyć go potajemnie Schombergowej. Heyst podziękował w kilku prostych słowach nacechowanych wykwintną kurtuazją. Dawidson zabierał się już do odjazdu. Nie patrzyli na siebie. Nagle Heyst odezwał się:
— Widzi pan, chodziło tu o wstrętne prześladowanie — czy pan rozumie? Dowiedziałem się o tem i...
Był to punkt widzenia, który współczujący Davidson umiał należycie ocenić.
— Wcale mnie to nie dziwi — rzekł spokojnie. — Rozumiem, jakie to było wstrętne. A pan, jako kawaler, miał rozwiązane ręce. Więc to tak!
Siadł u steru i trzymał już liny sterownicze, gdy Heyst nagle zauważył:
— Świat jest podobny do złego psa. Ugryzie, jeśli się zdarzy sposobność; ale mam wrażenie, że tu