Przejdź do zawartości

Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

opisać warunków życia na Samburanie. Określenie: bezludna wyspa nie dawało o tem jeszcze żadnego pojęcia. Przytem, jeśli się jest wyrzuconym na bezludną wyspę, nie można nic na to poradzić; ale co za niedorzeczność spodziewać się po dziewczynie z wędrownej damskiej kapeli że pobyt na Samburanie sprawi jej przyjemność — choćby tylko przez jeden jedyny dzień. Należało raczej przypuszczać, że na sam widok wyspy krzyknie z przerażenia.
Zdolność do współczucia u ludzi spokojnych i otyłych jest wprost zdumiewająca. Davidson poruszony był do głębi i widać było odrazu, że się tak Heystem przejmuje. Spytaliśmy go, czy nie przejeżdżał w tych czasach obok Samburanu.
— O tak. Przejeżdżam zawsze tamtędy — o jakieś pół mili od brzegu.
— Nie widział pan tam kogo?
— Nikogo. Ani żywej duszy.
— A dawał pan sygnał gwizdawką?
— Ja? — gwizdawką? Myśli pan, że byłbym zdolny do czegoś podobnego?
Obruszył się na samą myśl takiego nieuprawnionego natręctwa. Zadziwiająco delikatny człowiek, ten Davidson.
— No dobrze, więc skąd pan wie że oni tam są? — spytano go naturalnie.
Heyst powierzył pani Schomberg kartkę do Davidsona — kilka wierszy skreślonych ołówkiem na skrawku zmiętego papieru. Pisał tam, że nieprzewidziane okoliczności zmusiły go do wyjazdu przed umówionym terminem i prosił Davidsona o pobłażliwość dla tej pozornej nieuprzejmości. Gospodyni domu — miał na myśli Schombergową — opowie Davidsonowi