Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To pewno poważna rzecz, co? Powinien pan oddać go do cywilnego szpitala — bardzo miły zakład.
Ricardo kiwnął zlekka głową i uśmiechnął się słabo.
— Dosyć poważna rzecz. Nazywam to regularnemi atakami lenistwa. Od czasu do czasu zwierzchnik osuwa się na mnie bezwładnie i niema sposobu aby go poruszyć. Jeżeli pan myśli że ja to lubię, to się pan grubo myli. Naogół umiem mu wyperswadować dużo rzeczy. Wiem dobrze jak postępować z prawdziwym panem. Nie jestem niewolnikiem za chleb powszedni. Ale kiedy mi powie: „Marcinie, nudzę się“ — wówczas wszystko przepadło! Nie pozostaje mi nic tylko przywarować — do djabła z tem wszystkiem!
Schomberg, bardzo zgnębiony, słuchał z otwartemi ustami.
— Ale skąd się to bierze? Dlaczego on taki jest? Nie rozumiem.
— A mnie się zdaje że rozumiem — rzekł Ricardo. — Otóż — pan z panów nie jest takiem prostem stworzeniem jak pan albo ja i nie tak łatwo nim powodować. Gdybym tylko miał coś, czembym mógł ruszyć go z miejsca.
— Co pan chce przez to powiedzieć? — mruknął beznadziejnie Schomberg.
Ta tępota zniecierpliwiła Ricarda.
— Czy pan nie rozumiesz po angielsku? Słuchajże pan. Nie mógłbym przecież poruszyć tego bilardu nawet gdybym mówił do niego aż do końca świata — prawda? No więc z moim szefem jest to samo, kiedy dostanie ataku. Nudzi się. Nic go nie obchodzi, niczego mu się nie chce. Ale gdybym zobaczył leżącą tu gdzie sztabę od kabestanu, prędkobym przesunął ten pański bilard o dobrych kilka cali. Ot i wszystko.