Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z gotowością! — powtórzyła. — O, wtedy to doprawdy gotowa byłam się śmiać. To jest szczera prawda. Mogę powiedzieć, że pierwszy raz od lat miałam ochotę się uśmiechnąć. Mówię panu, że niewiele miałam w życiu sposobności do śmiechu, szczególniej w ostatnich czasach.
— Ale pani to robi uroczo — naprawdę czarująco.
Zamilkł. Stała nieruchomo, w milczeniu, przejęta najwyższą rozkoszą i czekała na dalsze jego słowa, pragnąc, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
— Zdziwił mię ten uśmiech — dodał Heyst. — Przeniknął mi wprost do serca, jak gdyby pani uśmiechnęła się umyślnie, żeby mię olśnić. Doznałem wrażenia, że nigdy przedtem nie widziałem uśmiechu. Myślałem o tem później, kiedyśmy się rozeszli. Ciągle to we mnie nurtowało.
— Doprawdy? — rozległ się jej głos, niepewny, łagodny i niedowierzający.
— Gdyby pani wtedy tak się nie uśmiechnęła, nie byłbym może przyszedł tu dziś w nocy — rzekł z właściwą sobie żartobliwą powagą. — To jest pani tryumf.
Poczuł muśnięcie jej warg na ustach i już jej nie było. Biała suknia zajaśniała w oddali, a potem wydało mu się że pochłonęła ją gęsta ciemność domu. Heyst poczekał chwilę, zanim ruszył w tę samą stronę; minął róg domu, wszedł po schodach na werandę i znalazł się w swoim pokoju, gdzie wyciągnął się na łóżku — jednak nie poto aby zasnąć; przeżywał ponownie w myśli wszystko, co sobie powiedzieli.
— To szczera prawda co mówiłem o jej uśmiechu — rozmyślał. — A także o głosie. Pod tym wzglę-