Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jedną muślinową suknię, tkwiącą nieruchomo na krześle w drugim rzędzie, ruszyła do niej wśród pulpitów zaczepnym i władczym krokiem. Na kolanach tej sukni leżała z rozwartemi dłońmi para drobnych, niezbyt białych rąk, złączonych z kształtnemi ramionami. Następnym szczegółem, który Heyst zauważył, było uczesanie — dwa grube, kasztanowate warkocze, owinięte wokoło główki o nęcącym zarysie.
— To chyba młoda dziewczyna — pomyślał zdziwiony.
Była to najwidoczniej młoda dziewczyna. Świadczyły o tem linje jej ramion, drobne, sprężyste piersi pod białym muślinem, przekreślone naukos czerwoną szarfą, i dzwonowaty zarys muślinowej sukni, zasłaniający krzesło na którem siedziała, odwrócona trochę od sali. Nogi jej w białych pantoflach skrzyżowane były wdzięcznie.
Przykuła pobudzoną uwagę Heysta; doznał wrażenia, że odczuwa coś zupełnie nowego. Wypływało to stąd, że jego zmysł obserwacyjny nigdy jeszcze nie zajął się żadną kobietą w sposób tak wyraźny i wyłączny. Przypatrywał się jej niespokojnie, jak nigdy mężczyzna nie patrzy na drugiego mężczyznę, i zapomniał poprostu gdzie się znajduje. Zapamiętał się zupełnie. Tymczasem wysoka kobieta, podszedłszy do dziewczyny, zasłoniła ją na chwilę przed jego wzrokiem; pochyliła się nad młodzieńczą postacią, przechodząc tuż koło niej, jak gdyby chciała szepnąć jej coś na ucho, i rzeczywiście wargi jej się poruszyły, ale cóż to mogło być za słowo, że dziewczyna zerwała się tak nagle? Zaskoczony tem Heyst drgnął przy swoim stole. Rozejrzał się szybko; nikt nie patrzył w kierunku estrady, a gdy znów spojrzał w tę stronę, dziewczyna