Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawierającem takie szczegóły, jako to: że on nie sądzi, aby na wyspie znalazły się trzy osoby jakiegokolwiek społecznego stanowiska, do którychby ta dziewczyna coś przemówiła; że pewna, już w latach, kuzynka Jacobusa, znaglona ostateczną biedą, zgodziła się być ochmistrzynią dziewczyny. Co zaś tyczy się zawodu handlarza okrętowego, któremu się poświęcił Jacobus (co było solą w oku jego brata), to wybór ten należy uznać za rzecz z jego strony mądrą. Dzięki temu zajęciu, miał styczność jedynie z ludźmi obcymi i przyjezdnymi; każde zaś inne, w rodzimem środowisku socjalnem, przyczyniałoby się do wytwarzania przeróżnego rodzaju fałszywych sytuacyj. Człowiek ten nie byłby pozbawiony pewnego taktu — jedno tylko, że powoduje nim wrodzony bezwstyd. Bo w imię jakiej potrzeby chował przy sobie tę dziewczynę? Dla wszystkich było to rzeczą najboleśniejszą.
Wtem nagle przypomniałem sobie (i z wielką odrazą) tamtego drugiego Jacobusa i nie mogłem się powściągnąć od zdradliwego powiedzenia:
— Myślę, że gdyby trzymał ją przy gospodarstwie, w kuchni, dajmy nato, w charakterze pomywaczki, i gdyby od czasu do czasu wytargał ją za czub i kropnął po uchu, to jej stanowisko bardziej odpowiadałoby przyjętym regułom i mniejby raziło tę szanowną kastę, do której i on się zalicza.
Mój przyjaciel nie był na tyle głupi, żeby nie zmiarkować, o co mi chodziło, i niecierpliwie wzruszył ramionami.
— Pan nie rozumie. Przedewszystkiem nie jest ona mulatką. A co skandal, to skandal. Trzeba ludziom ułatwić jakoś zapomnienie. Ośmielę się twierdzić, że lepiej byłoby dla niej, gdyby zrobiono z niej pomywaczkę lub coś takiego. Zgadzam się, że on usiłuje zbijać grosz dro-