Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko załatwione i ze niema potrzeby opowiadać Jonowi dziejów jego matki.
— Doskonale! — rzekła Jana zwięźle. — Napiszę natychmiast, a ty bądź tak dobra przesłać to pocztą. Jutro o wpół do trzeciej. Mnie samej nie będzie w domu.
Usiadła przy maluchnem biureczku, ustawionem w jednym z kątów. Gdy skończyła pisać i obejrzała się za siebie, Fleur jeszcze palcem w rękawiczce dotykała maków.
Juna naśliniła znaczek.
— No, masz tutaj. Jeżeli nie jesteś zakochana, to niema o czem mówić.
Fleur wzięła liścik.
— Dziękuję serdecznie!
— Ależ to zimnokrwista istotka! — pomyślała Juna. Jon, syn jej ojca, kochał bez wzajemności... córkę Soamesa! To, było upokarzające!
— Czy to wszystko?
Fleur skinęła głową. Ozdoby jej sukni trzęsły się i drżały, gdy pijanym krokiem szła ku drzwiom.
— Dowidzenia! — Dowidzenia!... mała lalusiu! — mruczała Juna, zamykając drzwi.
— Ta rodzina! I wróciła do pracowni. Borys Strumołowski odzyskał Chrystusowy spokój, a Jimmy Portugal potępiał wszystkich, prócz tych, dla których wydawał pismo Neo-Artist. Wśród potępionych znalazł się i Eryk Cobbley oraz kilka innych genjalnych „kulawych kacząt“, które w tym lub owym czasie stały na pierwszym planie w repertuarze uwielbień i filantropji Juny. Przejęta odrazą i niesmakiem, podeszła do okna, ażeby puścić z wiatrem te nikczemne słowa.
Gdy nakoniec Jimmy Portugal skończył swa filippikę i odszedł w towarzystwie Hannah Hobdey, Juna usiadła przy Strumołowskim i przez pół godziny darzyła go ma-