Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych podobnych odgłosów. Po przeczytaniu książki o królu Arturze stał się niemal wyłącznie Jmć panem Lamorac de Galis, bo choć tam o nim w książce było niewiele, jednakże miano jego bardziej się chłopakowi podobało od imion innych rycerzy; uzbrojony w długą tykę bambusową, rycerz ów na śmierć zajeździł swego starego konia na biegunach. „Bevis“ wydał mu się mazgajowaty; zresztą potrzebne tam były lasy i zwierzyna, tej zaś w pokoju dziecinnym nie było, pominąwszy dwa koty, Fitza i Pucka Forsyte, które nie dopuszczały się żadnych wybryków. Na „Tomka Browna“ był jeszcze za młody. Zbrakło więc chłopcu rozrywek w domu, gdy po czterech tygodniach pozwolono mu chodzić po dworze.
W owym miesiącu — a był to marzec — drzewa szczególnie były podobne do masztów okrętowych. Była to wiosna czarowna dla małego Jona, natomiast wielce przykra dla jego kolan, ubranek, nadewszystko zaś dla anielsko cierpliwej „Da“, zmuszonej prać, cerować i latać jego przyodziewek. Codziennie — ledwo skończyło się śniadanie — rodzice, których okna wychodziły w ową stronę, mogli widzieć rezolutną twarzyczkę i jasne włoski swego syna, wybiegającego z salki naukowej, przebiegającego taras i wdrapującego się na pień starego dębu. W ten sposób rozpoczynał on swe zajęcie dzienne, ponieważ przed lekcjami nie było czasu na dalsze wyprawy. Urozmaicony powab starego drzewa nigdy mu nie spowszedniał; miało ono maszt główny, maszt przedni i przymasztek, i zawsze można było z niego schodzić po drabinkach sznurowych — czyli po sznurach huśtawki. Po lekcjach, kończących się o jedenastej, udawał się do kuchni po cienki plasterek sera, biszkopcik i dwie śliwki francuskie (zapas żywności dostateczny co najmniej na zaopatrzenie 4-wiosłowej łodzi) i niby to wszystko spożywał, poczem uzbrojony w strzelbę, pałasz i pistolety