Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
PRZEBUDZENIE

Słońce lipcowe, wdzierając się do hallu w Robin Hill poprzez grube, „górne okno“, usłało swój blask akurat w tem miejscu, gdzie zaczynał się skręt szerokiej klatki schodowej. Pośrodku tej smugi świetlnej stał mały Jon Forsyte w błękitnem ubranku płóciennem. Włoski gorzały mu w tem oświetleniu; gorzały mu i ślepki pod brwią poważnie zmarszczoną, bo oto malec — jak to już czynił wpierw niezliczone razy, w oczekiwaniu na przyjazd ojca i matki — zastanawiał się nad tem, jak dostać się po schodach nadół. Czy przebyć cztery schody jednym skokiem, a pięć dalszych... na siedzeniu? To już przestarzałe! Po poręczy? Ale w jaki sposób? Na buzi, nogami wprzód? To już bardzo przestarzałe! Na brzuszku, boczkiem? Marny widok! Na plecach, rozkrzyżowawszy ramiona w dwie strony? Nie wolno! A może na buzi, głową wprzód, w sposób nieznany dotąd nikomu, jak tylko samemu chłopcu?... Taki był powód zmarszczki na osłonecznionem czole małego Jona.
W owym czasie — t. j. w lecie 1909 r. — różne prostoduszne istoty, noszące się właśnie z myślą uproszczenia mowy angielskiej, nie wiedziały nic, rzecz prosta, o małym Jonie, w przeciwnym bowiem razie dawnoby się doń przyznały, jako do swego ucznia. Jednakże na tym świecie można wszystko aż nadto uprościć — bo oto prawdziwe imię chłopca brzmiało Jolyon, a jego żyjący ojciec i zmarły brat przyrodni zdawna już za-