Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„O nie, tego starszego pana; znam go. Przychodził kiedyś do mnie. Przyszedł w którąś niedzielę rano. „Oto funt tytoniu dla pana!“ rzekł. „Pan był kiperem“, powiada „Kiperem“ powiada za pięćdziesiąt lat nie będzie ich już wcale. I wyszedł. „Niezupełnie to tak“ — podniósł drżącą rękę do głowy „niezupełnie to tak — proszę pana!“
„Zdaje mi się, że w pańskim domu mieszkają jacyś ludzie, nazwiskiem Hughs“.
„Odnajmują od nich pokój. Jakaś pani pytała mnie wczoraj o nich; to chyba nie pana żona, proszę pana“.
Oczy jego zdawały się przemawiać do miękkiego, filcowego kapelusza Hilarego: „Tak, tak — widziałem takie w najlepszych domach. Noszą cię opuszczonego, bo to uczeniej wygląda; pańskich nabrałeś manjer.“
„Przypuszczam, że to była siostra mojej żony“.
„O, proszę pana! Ona często kupuje gazetę odemnie. Prawdziwa pani — nie z tych tam“ — znów próbował wciągnąć Hilarego w konfidencje — „pan wie, co myślę, to taka pani, co kupuje rzeczy gotowe w wielkich magazynach. O, znam ją dobrze“.
„Tak? O, proszę pana!“ Stary Kiper zamilkł, widocznie zakłopotany.
Brwi Hilarego zaczęły wykonywać jakieś dziwaczne ruchy, co oznaczało zawsze, że ma coś do zarzucenia swej zwykłej delikatności.
„Jak — jak się obchodzi Hughs z tą małą dziewczynką, która mieszka obok państwą?“
Stary Kiper odpowiedział raczej ponuro:
„Słucha ona mojej rady i nie zadaje się z nim. Po jakiś straszny dziki człowiek. Skąd on się tu wziął, nie mam pojęcia!“
„Był, zdaje się, żołnierzem“.
„Tak mówi? To jeden z tych, którzy pracują dla zakrystji; a potem idzie i pije, a gdy już ma dosyć, zdaje, się, jak gdyby dla niego nic nie było świętego; wymyśla na panów, na kościół i na wszelkiego rodzaju ustanowienia. Nigdy nie widziałem żołnierzy, takich, jak on. To jakiś stracony, obcy człowiek — jak mówią“.
„Co pan myśli o ulicy, na której pan mieszka?“
„Ja z nikim się nie zadaję; to ulica niższej sfery, mieszkają tu ludzie z bardzo niskiej sfery — sami siebie nie szanują?“
„Tak?“ — powiedział Hilary.