Rumieniąc się zlekka i rzuciwszy mu surowe spojrzenie, Hilary zeszedł ze schodów bez odpowiedzi. Miranda jednak nie poszła za nim, Stała na najwyższym stopniu z łapką lekko wzniesioną.
„Nie znam tego człowieka“, zdawała się mówić, „i nie podobają mi się jego spojrzenia“.
Hughs skrzywił się. „Nie uderzyłem nigdy niemego stworzenia“, rzekł; „do nogi psiaku!“ Pobudzona wyrazem, którego nigdy nie spodziewała się usłyszeć, Miranda prędko zbiegła na dół.
„To było bezczelne“, myślał Hilary, idąc z powrotem.
„Wesimintster“, proszę pana. Ach, to pan!“
Chuda, drżąca ręka podawała mu zielonkawą gazetę.
„Strasznie zimny wiatr jak na te porę roku“.
Bardzo sędziwy człowiek w okularach w czarnej oprawie, z szerokim nosem, długą wargą dolną i długim półśrodkiem, niezręcznie próbował zarobić sześć pensów.
„Zdaje mi się, że ja pana znam“, rzekł Hilary.
„Ależ tak, panie. Pan miał do czynienia z tym tu sklepem — departament tytuniowy. Widziałem nieraz, jak pan tam wchodził. Niekiedy brał pan Pel Mell od tego tu obywatela.
Rzucił głową w lewą stronę, gdzie stał młodszy od niego człowiek, zaopatrzony w stos bielszych dzienników.
W ruchu tym były lata całe zawiści, nienawiści i poczucia własnej krzywdy. „Oto mój dziennik“, zdawał się ruch ten mówić, „mam wszelkie do niego prawa; a ten łobuz z niższej sfery sprzedając go, pozbawia mnie zarobku!“
„Sprzedaj? tego Westministra. Czytuję go w niedzielę — to jest pismo dla panów, pismo dla wyższej sfery — pomimo swojej polityki. Ale, panie, proszę pana, u tego tam człowieka, który sprzedaje Pell Mell“ — zniżając głos, chciał wciągnąć Hilarego w konfidencje — „tyle państwa to kupuje; zbyt jednak tam dużo tego państwa — sądzę, że to nie jest prawdziwe państwo — widzi mi się, że odciągają ich odemnie, który zaczął słuchać przez poczucie delikatności, olśnił nagle błysk przypomnienia. „Pan mieszka na Hound Streeet.
Starzec odpowiedział pospiesznie? „Ależ; proszę pana! Tak, proszę pana. — Pod numerem 1, nazywam się Creed. Pan jest tym panem, u którego ta młoda panienka chodzi przepisywać książkę.
„To nie moją książkę ona przepisuje“.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/46
Wygląd
Ta strona została przepisana.