Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śnie szło. Zanadto przyjaźni się z Joną. A Juna nie lubi go. Odpłaca jej zresztą tem samem. W żyłach ich płynie ta sama krew.
Dla wydostania Ireny z miasta warto poświęcić wszystko. Dom będzie się jej podobał, przyjemność sprawi jej krzątanie się przy zdobieniu go prawdziwa z niej artystka!
Dom musi być w dobrym stylu, coś, co zawsze będzie miało swoją cenę, coś wyjątkowego, w rodzaju ostatnio zbudowanego domu Parkera, z wieżyczką; Parker sam przyznaje jednak, że jego architekt zrujnował go. Ci architekci — to niebezpieczny gatunek ludzi — nigdy nie można wiedzieć, na jakim się jest z nimi świecie. Jak tylko który z nich zyska uznanie i sławę, wpędzić zaraz gotów w Bóg wie jakie koszty, a w dodatku strasznie jest pewny siebie i zarozumiały; nie da sobie nic powiedzieć.
Zwyczajny znów, tuzinkowy architekt, na nic się nie przyda. — Wizja wieżyczki Parkera wyklucza możliwość powierzenia zadania zwyczajnemu, tuzinkowemu architektowi.
Dlatego właśnie wpadło mu do głowy zwrócić się do Bosinney’a. Od dnia obiadu u Swithina zdążył zasięgnąć informacyj, których rezultat był dość skąpy, ale zachęcający:
— Z nowej szkoły?
— Tak, z najnowszej.
— Zdolny?
— Bardzo zdolny, zdolniejszy niż można sobie wyobrazić — trochę tylko... trochę... fantasta.
Nie był w możności dowiedzenia się, jakie i czyje domy Bosinney budował, ani jakich żądał za nie cen. Pozwoliło mu to przypuszczać, że sam będzie mógł dyktować warunki. Im więcej o tem myślał, tem bardziej mu się projekt ten podobał. Przedewszystkiem