Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeczuciem kierowana, przeczuciem kochającej kobiety, wiedziała, że przegrana Bosinney’a w tym procesie jest rzeczą zgóry zapewnioną, trudno powiedzieć. Fakt jednak, że na tem przeświadczeniu, jak na opoce, budowała wszystkie swoje plany.
O wpół do dwunastej stała już na czatach w korytarzu, wiodącym do sali Nr. XIII i pozostała tu, dopóki nie skończyła się sprawa „Forsyte contra Bosinney“. Nieobecność Fila nie zaniepokoiła jej; czuła instynktownie, że nie będzie się bronił. Po wygłoszeniu wyroku wybiegła spiesznie na ulicę i pojechała dorożką do jego mieszkania.
Minęła otwarte wrota domu oraz biura na trzech dolnych piętrach bez zwrócenia na siebie czyjejkolwiek uwagi. Trudności rozpoczęły się dla niej dopiero z chwilą, kiedy stanęła na podeście najwyższego piętra.
Na dzwonek jej nikt nie odpowiedział; musiała teraz zdecydować się, czy ma zejść nadół i poprosić mieszkającego w suterenie odźwiernego, aby wpuścił ją do mieszkania Bosinney’a i pozwolił jej zaczekać tam na niego do jego powrotu, czy też ma pozostać cierpliwie za drzwiami, licząc na to, że nikt nie przyjdzie na górę. Zdecydowała się na to ostatnie.
Kwadrans minął na drętwiącem oczekiwaniu na podeście, zanim przyszło jej na myśl, że Bosinney zwykł pozostawiać klucz od swojego mieszkania pod słomianką przed drzwiami. Poszukała i znalazła go tam. Parę minut trwało wahanie, czy ma skorzystać z niego, wkońcu jednak przemogła się i weszła, pozostawiając drzwi otwarte, aby każdy, kto wejdzie, mógł widzieć, że przyszła tu w interesie.
Tym razem nie była to już ta sama Juna, która przyszła tu dygocąca przed pięcioma miesiącami. Okres cierpień i zamykania się w sobie osłabił jej wrażliwość;