Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się musimy po promień światła, rozjaśniający mroki wydarzeń tego, spowitego w mgłę, popołudnia.
Najdowcipniejszy i najbardziej sportsmański z Forsytów spędził dzień na czytaniu powieści pod dachem rodzicielskim w Prince’s Gardens. Od czasu krytycznego przełomu w jego sprawach finansowych trzymał go Roger krótko i zmusił do zamieszkania „w domu“. Około piątej wyszedł i wsiadł do pociągu kolei podziemnej na stacji South Kensington (tego dnia nie używał nikt innej lokomocji). Miał zamiar zjeść obiad i spędzić wieczór na grze w bilard w Czerwonym Garnku — jedynej w swoim rodzaju jadłodajni, która nie jest ani hotelem, ani klubem, ani pierwszorzędną, znaną restauracją.
Wysiadł na Charing Cross, obierając tym razem tę drogę zamiast zwykłego przejścia przez Park św. Jakóba, aby móc dostać się na Jermyn Street lepiej oświetlonemi ulicami.
Na peronie wzrok jego (łącznie z wytworną, pańską sylwetką posiadał George bystry wzrok, stale też wysyłał go na zwiady w poszukiwaniu psztyczka, mogącego podniecić sardoniczny jego humor) padł na mężczyznę, który, wyskoczywszy z przedziału pierwszej klasy, zatoczył się raczej, aniżeli wybiegł ku wyjściu.
— Aha, to tak, mój ptaszku! — powiedział sobie. — O, to przecież Pirat! — zawołał, śpiesząc wślad za nim. Nic nie bawiło go bardziej, aniżeli widok człowieka pijanego.
Bosinney, w nasuniętym na oczy miękkim kapeluszu, zatrzymał się tuż przed nim, ale natychmiast zawrócił i popędził zpowrotem do wagonu, z którego przed chwilą wybiegł. Zapóźno. Odźwierny schwycił go za połę palta; pociąg ruszył.
Doświadczone oko George’a dostrzegło twarz otulonej w szary futrzany płaszcz damy, która mignęła mu przy