Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie odwróciła głowy ku niemu, ani też do niego nie przemówiła. Zjawa, ani człowiek zupełnie obcy, nie mogłyby przesunąć się bardziej milcząco.
Bilson weszła, aby nakryć do stołu, oznajmiając, że pani domu nie zejdzie; prosiła, aby jej przynieść talerz zupy na górę do sypialni.
Po raz pierwszy nie zmienił Soames ubrania do obiadu; bodaj że po raz pierwszy w swojem życiu usiadł do stołu w zbrukanych mankietach, nie zauważywszy tego nawet. Długo siedział zamyślony przy kieliszku wina. Posłał Bilson, aby zapaliła światła w galerj i obrazów, do której po chwili poszedł sam.
Znalazłszy się tu, westchnął głęboko, jakgdyby wpośród tych skarbów, odwróconych rzędami do ścian dokoła niewielkiego pokoju, służącego za galerję, mógł nareszcie odzyskać spokój ducha. Zbliżył się wprost do największego ze wszystkich tych skarbów, niewątpliwego Turnera, i, ustawiwszy go na stalugach, zwrócił płótno do światła. Ostatnio poskoczyły Turnery mocno w cenie; nie mógł się jednak zdecydować rozstać z płótnem. Stał przed niem przez dłuższą chwilę, pochylając bladą, gładko ogoloną twarz z ponad stojącego kołnierzyka, wpatrzony w obraz, jakgdyby chciał wrazić sobie w pamięć jego piękno. Dziwnie pożądliwy wyraz zamigotał w jego oczach; może nie wystarczało mu odebrane wrażenie. Zdjął wreszcie obraz ze stalug, aby odstawić go ponownie na poprzednie miejsce pod ścianą, w chwili jednak przechodzenia przez pokój zatrzymał się, wydało mu się bowiem, że słyszy łkanie.
Omylił się — była to ta sama wciąż, dręcząca go przez cały dzień zmora. Wnet potem przekradł się cicho po schodach nadół.
— Jutro wszystko się ułoży! — pomyślał. Długo jednak trwało, zanim udał się na spoczynek...
Kolej teraz na George’a Forsyta, do którego zwrócić