Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jej żądza dowiedzenia się w zbyt małym jednak stopniu uwzględniała najczulszą strunę Forsytów, niezwykłych dzielić się troskami swojemi z ludźmi z poza ich klanu. To też pani Septymusowa Small, odsunąwszy się z chrzęstem i skrzypieniem całej swojej postaci, urażona w osobistej swojej godności, zbyła interlokutorkę surowem:
— Droga pani poruszyła temat, o którym nie mówi się u nas.

ROZDZIAŁ II.
NOC W PARKU

Jakkolwiek, wiedziona niezawodnym swoim instynktem, pani Smallowa powiedziała to właśnie, co bardziej jeszcze „zaintrygowało“ jej gościa, trudno doprawdy pomyśleć, w jaki sposób, chcąc pozostać wierną prawdzie, mogłaby odpowiedzieć inaczej.
Nie był to istotnie temat, o którym Forsytowie mogli dyskutować z sobą. Była to raczej kwestja „podziemna“, że użyję wyrazu, wymyślonego przez Soamesa dla scharakteryzowania sytuacji wobec samego siebie.
Mimo to nie upłynął tydzień od spotkania, jakie pani Mac Anderowa miała w parku Richmondskim, a wszyscy oni — z wyjątkiem Tyma, przed którym najstaranniej ukrywano tę wiadomość — zarówno James i jego cała rodzina, jak George i wszyscy inni, od narożnego okna w Haversnake do bilardowego pokoju w „Czerwonej Miarce“ wiedzieli, że „ci dwoje“ posunęli się do najdalszych granic.
George (ten sam, którego autorstwa były rozmaite trafne powiedzonka, zaaklimatyzowane na stałe w eleganckich kołach) dał wierniejszy niż inni wyraz powszechnemu odczuwaniu, powiedziawszy, w rozmowie z bratem swoim, Eustachym, że „Pirat“ za daleko już