Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„zajechał“ i że chyba nareszcie Soames „będzie miał tego dość“.
Czuło się, że powinien już mieć dość, a jednak jak można było zaradzić? Należałoby może przedsięwziąć odpowiednie kroki; przedsiębranie kroków byłoby jednak fatalne.
Bez publicznego skandalu, do którego nie mogli przecież go zachęcać, trudno było wymyśleć, co dałoby się w tych warunkach zrobić. W tem położeniu bez wyjścia, jedyną rzeczą wskazaną było zatajenie całej sprawy przed Soamesem oraz nie mówienie o niej z sobą wzajem, słowem pomijanie jej milczeniem.
Może uda się wpłynąć na Irenę zachowaniem w stosunku do niej wyniosłego chłodu?... Niestety jednali, rzadko bywała teraz widzialna, zachodziła więc pewna trudność w szukaniu jej towarzystwa po to jedynie, aby okazać jej wyniosły chłód. Od czasu do czasu w intymności sypialni wyjawiał James Emilji całą głębię bólu, jaki sprawia mu nieszczęsny los syna.
— Nie mogę ci wcale powiedzieć, ile mnie to kosztuje — mawiał — zadręcza mnie to na śmierć. Skończy się napewno na skandalu, na którym Soames niewątpliwie nie wygra. Nic mu jednak nie powiem. Może naprawdę nic w tem wszystkiem niema? Jak myślisz? Irena jest, jak mówią, bardzo artystyczną naturą. Co mówisz? Druga „ciotka Jula!“ Ach, nie wiem nic, ale przygotowany jestem na najgorsze. Taki właśnie jest koniec bezdzietnych małżeństw! Wiedziałem od samego początku, co z tego wyniknie. Nigdy mi nie mówili, że nie chcą mieć dzieci. Nigdy nic mi się nie mówi!
Klęcząc przy swoim łóżku, z oczami szeroko otwartemi i pełnemi wyrazu zatroskania, wtykał nos w kołdrę. W długiej swojej nocnej koszuli, z pochylonym karkiem i zaokrąglonym grzbietem miał wygląd wielkiego białego ptaka.