Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szane lekkim wietrzykiem w takt muzyki wędrownej katarynki, ustawionej na rogu. Grano na niej walca, starego, dawno wyszłego z mody walca, niegdyś tak upajającego swoją melodją, a dzisiaj poruszającego liście jedynie do rytmicznego kołysania się w takt jego melodji.
Kobieta, kręcąca korbę, nie miała zbyt wesołego wyglądu, bardzo już bowiem była zmęczona. Z okien wysokich domów dokoła skweru żadna nie wychyliła się dłoń litościwa, aby rzucić jej miedzianą drobną monetę. Przeniosła więc nieco dalej swoją katarynkę, ustawiła ją i zaczęła na nowo kręcić korbą.
Był to ten sam walc, którego grano na wieczorze w domu Rogera i którego Irena tańczyła z Bosinney’em. Nagle owionął Soamesa zapach gardenij, noszonych przez nią owego wieczora. Przypłynął znać falą na skrzydłach zdradliwej muzyki, tak samo jak wówczas, kiedy on i ona otarli się o niego w wirze tanecznym, kiedy musnęły go połyskliwe włosy Ireny i błysnął mu przelotnie promienny wzrok rozmodlonych jej oczu, kiedy mignęła mu na chwilę wiotka jej postać, unoszona przez Bosinney’a wgłąb niekończącej się sali balowej.
Kataryniarka kręciła wolno korbą — grała tę samą melodję przez cały dzień — grała ją na Sloan Street tuż obok, grała ją może pod oknami samego Bosinney’a także.
Soames odwrócił się, wyjął papierosa z rzeźbionej szkatułki i podszedł znów do okna. Melodja zahypnotyzowała go. Słuchał jej, gdy nagle w polu jego widzenia ukazała się Irena, śpiesząca ze złożoną parasolką przez skwer w kierunku domu, w blado-różowej bluzce z opadającemi rękawami, której nie widział na niej dotychczas. Zatrzymała się przed katarynką, wyjęła portmonetkę i wręczyła kobiecie pieniądz.