Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego klubu setki Forsytów. Setki ich spacerują po ulicach; natrafi pan na nich wszędzie, dokądkolwiek pan się zwróci.
— Wolno zapytać, po czem się ich rozpoznaje? — zaciekawił się Bosinney.
— Po ich poczuciu własności. Każdy Forsyte ma praktyczny — możnaby go nawet nazwać trzeźwym — sposób zapatrywania się na rzeczy, a praktyczny sposób zapatrywania się na rzeczy oparty jest nadewszystko na poczuciu własności. Forsyte, jak się pan przekona, nigdy niczem się nie zdradza.
— Czy to ma być żart?
Młody Jolyon mrugnął porozumiewawczo okiem.
— Nie. Ja sam, jako Forsyte, nie powinienbym tego mówić. Jestem jednak czystej krwi mieszańcem, nie wprowadzam więc pana w błąd. Pomiędzy mną a panem taka sama zachodzi różnica, jak pomiędzy mną, a moim stryjem Jamesem, który służyć może jako typowy wzór prawdziwego Forsyta. Posiada on doprowadzone do najwyższej perfekcji poczucie własności, pan zaś nie posiadasz go wcale. Gdyby nie ja, jako pośrednie, łączące ogniwo, mógłby pan wydawać się odmiennym gatunkiem żyjącego stworzenia. Wszyscy, oczywiście w mniejszym lub większym stopniu, jesteśmy niewolnikami własności. Przyznaję też, że jest to tylko kwestja stopnia. Ci jednak, których nazywam Forsytami, należą do gatunku ludzi, będących raczej bardziej aniżeli mniej niewolnikami własności. Znają się oni na rzeczy, wiedzą co dobre, zdrowe i bezpieczne i ich trzymanie się pazurami własności — niezależnie od tego, czy własnością tą jest żona, kamienica, pieniądze czy opinja — jest cechą szczególnie ich wyróżniającą, ich marką fabryczną.
— O — mruknął Bosinney — powinienby pan opatentować to określenie!
— Miałbym nieraz ochotę — odparł młody Jolyon —