Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w nim forsytyzmu nie opuszczała go nigdy. Czuł ją przez cały czas małżeńskiego swojego pożycia, w ciągu całego współżycia jego z drugą żoną, która była najbardziej krańcowem przeciwieństwem Forsytów.
Wiedział, że gdyby nie zdawał sobie tak jasno sprawy z tego, do czego dążył i nie umiał z taką uporczywością kroczyć drogą, jaką sobie wytknął, gdyby nie miał poczucia szaleństwa utracenia tego, co okupił tak wysoką ceną — słowem, gdyby nie posiadał „poczucia własności“ — nie mógłby nigdy utrzymać jej (może nawet nie chciałby wcale utrzymać jej) w ciągu piętnastu lat finansowych trosk, zawodów i zmartwień; nie byłby nigdy skłonił jej do poślubienia go po śmierci pierwszej jego żony; nie miałby możności przeżycia tego wszystkiego i ostania się, wymizerowanym co prawda i wychudzonym, ale z uśmiechem na ustach.
Należał do typu ludzi, którzy, siedząc ze skrzyżowanemi nogami, niby minjaturowe bożki chińskie, w klatce własnego serca, uśmiechają się stale, śmiejąc się z samych siebie drwiącym nieco, ironicznym uśmieszkiem. Nie znaczy to wszelako, aby uśmiech ten, przywarły nieodłącznie do jego twarzy i taki jej właściwy, miał być mu przeszkodą do jego czynów, które, podobnie jak jego podbródek i jego temperament, szczególnem były połączeniem miękkości i stanowczości.
Świadom był również, że jest Forsytem i w swojej pracy także, w swojem malowaniu akwarelami, któremu poświęcał się z taką energją, z okiem stale jednak zwróconem na samego siebie, jakgdyby nie mógł brać zupełnie na serjo podobnego zajęcia i jakgdyby stale ogarniał go niepokój, że nie zarabia malowaniem tem dość pieniędzy.
Wskutek tej właśnie świadomości swojej cech prawdziwego Forsyta przyjął nawpół z niesmakiem i na-