Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— otóż śpieszyła do oddziału tego, aby dobrać kawałek materji jedwabnej dla matki, czekającej na ulicy, w powozie.
Kiedy przechodziła, idąc tam, przez oddział kolonjalny, oko jej spoczęło z niemiłem uczuciem na, odwróconej do niej tyłem, skończenie pięknej postaci, tak harmonijnie kształtnej, tak pięknie upozowanej i tak doskonale ubranej, że wrodzone Eufemji poczucie przyzwoitości zaalarmowane tem zostało odrazu. — Wiedziona raczej intuicją, aniżeli opierając się na doświadczeniu, wiedziała, że podobnie skończona piękność postaci rzadko idzie w parze z cnotą; tak przynajmniej zapatrywała się na te rzeczy ona sama, jako że jej własne plecy nie odznaczały się harmonijnością linij i niełatwo nadawały się do przystosowywania do nich tualet.
Podejrzenia jej okazały się usprawiedliwione na szczęście dla niej. Młody jakiś mężczyzna, wychodzący z działu aptecznego, zerwał na widok pięknej, odwróconej tyłem, postaci kapelusz z głowy i zbliżył się do niej.
W tej chwili dopiero przekonała się Eufemja, kogo ma przed sobą; damą o doskonale pięknych kształtach była niewątpliwie pani Soamesowa, a młodym człowiekiem — pan Bosinney. Zakonspirowana przy kupnie pudełka daktyli, żenowało ją bowiem, że spotyka ludzi obładowanych paczkami, gdy sama nie ma nic w ręce, zwłaszcza o tej porze codziennych zakupów, stała się w ten sposób młoda dziewczyna nieumyślną zainteresowaną obserwatorką spotkania młodej pary.
Pani Soamesowa, zazwyczaj nieco blada, miała rozkosznie zaróżowione policzki; zachowanie się pana Bosinney’a było dziwne, jakkolwiek pociągające (uważała go za dystyngowanie wyglądającego młodego człowieka, a dane mu przez George’a dziwne przezwisko „Pirat“ już samo w sobie miało coś romantycznie-czarującego