Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

innego, to najdalszy kres; z chwilą kiedy dożyją tego wieku, czas będzie na nich odejść i zostawić majątek dzieciom. Milczący dotychczas Soames wtrącił się w tym momencie do rozmowy; nie zapomniał uwagi George’a o zyskowności roli wykonawcy testamentu, zaledwie dostrzegalnie też tylko podnosząc powieki, zauważył, że tak mogą mówić jedynie ludzie, którzy nigdy nie potrafili zebrać pieniędzy. Co się jego samego tyczy, zamierza żyć tak długo, jak będzie mógł. Powiedzenie to było daniem po nosie George’owi, o którego złem położeniu materjalnem wiedziano powszechnie. Bosinney zadowolnił się powtórzeniem dwukrotnie w roztargnieniu:
— Tak, tak!
George ziewnął głośno i na tem urwała się cała rozmowa.
Kiedy wreszcie stanął karawan u celu, zaniesiono trumnę do kaplicy i znów wszedł cały orszak parami we właściwym porządku do głównej nawy. Ta męska gwardja przyboczna, której wszyscy członkowie związani byli ze zmarłą węzłami pokrewieństwa, szczególnie imponujący stanowiła widok w wielkiej stolicy z jej pstrą różnorodnością życia, z jej niezliczonemi zajęciami zawodowemi, z jej przyjemnościami, obowiązkami, z jej straszliwemi trudnościami i udrękami, a nadewszystko z jej nieubłaganem dążeniem do indywidualnego traktowania spraw.
Tutaj wszelako zgromadziła się rodzina, przełamując wszelkie przeszkody, dając przykład niezachwianej jedności, służąc jako świetna ilustracja prawa własności. Stanowiło ono źródło wspaniałego rozrostu ich drzewa rodzinnego, które wszystkie swoje soki, zasilające pień, liczne odnogi i ulistwienie, czerpało z podstawy tej, niezawodzącej od początku aż do zupełnego jego rozkwitu. Duch starej kobiety, utulonej tutaj do ostatniego snu, zgromadził ich wszystkich na tej demonstracji. Było