Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

synowie Mikołaja i wreszcie Tweetyman, Spender i Warry, dwaj mężowie Forsytówien i mąż Haymansówny. Teraz już orszak żałobny był w komplecie, w liczbie dwudziestu i jednej osoby. Z całej męskiej połowy członków rodu Forsytów brakło dwóch tylko: chorego Tyma i Jolyona juniora.
Wszedłszy do szkarłatno-zielonego salonu, którego barwy tak żywy stanowiły kontrast z niezwykłością ubrań żałobników, nerwowo szukał każdy miejsca do siedzenia celem możliwego ukrycia rażącej czerni swoich spodni. Czarność ta, zarówno jak niezwykła barwa ich rękawiczek, wydawała im się nieprzyzwoitą nieledwie jako rodzaj przesadnego uzewnętrzniania ich uczuć. Niejeden też, że zgorszeniem wprawdzie ale i z pewną zazdrością zarazem, rzucał okiem na „Pirata“, który przyszedł bez rękawiczek i nosił, jak zawsze szare spodnie. Przyciszony gwar rozmów ożywiał się chwilami, nikt jednak nie mówił bezpośrednio o zmarłej, czyniąc to jedynie w sposób pośredni przez dopytywanie się wzajemne jeden o drugiego, jakgdyby w związku z wydarzeniem rodzinnem, dla którego uczczenia zebrali się tutaj wszyscy.
Wreszcie odezwał się James:
— I cóż, myślę, że czas, abyśmy ruszyli? Zeszli nadół parami, jak ich pouczono bezpośrednio przed ceremonją, i, ściśle pilnując kolejności starszeństwa, powsiadali do powozów.
Karawan ruszył stępa; powozy potoczyły się zwolna za nim. W pierwszym jechał stary Jolyon z Mikołajem; w następnym — bliźniacy: James i Swithin; w trzecim Roger ojciec i Roger syn; Soames, Mikołaj junior, George i Rosinney wsiedli do czwartego. W każdym z dalszych powozów, w ogólnej liczbie ośmiu, znalazło pomieszczenie trzech albo czterech członków rodziny, a dopiero za niemi jechał powozik doktora i jeszcze potem,