Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podczas kiedy Bosinney poszedł do swojej sypialni, aby ogolić się i przebrać.
Obaj razem powrócili w milczeniu na Montpellier Square. Soames przyglądał się młodemu człowiekowi z pod oka.
Bosinney jest przystojnym chłopcem — pomyślał — o ile jest przyzwoicie ubrany.
W chwili wejścia obu mężczyzn Irena nachylona była nad kwiatami. Zaproponowała posłanie służącego po Junę.
— Nie, nie — zaprotestował Soames — mamy jeszcze do obgadania dużo spraw!
Przy śniadaniu był na swój sposób serdeczny i zmuszał wciąż Bosinney’a do jedzenia. Rad był, że młody architekt tak dobrze jest usposobiony, pozostawił go też po śniadaniu w towarzystwie Ireny, sam zaś wykradł się do swoich obrazów, jak to zwykł czynić co niedzielę. W porze herbaty zjawił się w salonie i zastał ich rozgadanych jak młode sroki, jak to określił.
Niezauważony przez żadne z nich stanął we drzwiach, winszując sobie, że wszystko idzie tak gładko. Bardzo szczęśliwie, że Irena i Bosinney tak się z sobą zgadzają; zdawało się, że zupełnie zżyta już jest z myślą o nowym domu.
Namysł w zupełnym spokoju, w pośród ukochanych swoich obrazów, skłonił go do dorzucenia owych pięciuset funtów, jeżeli już ma tak być koniecznie. Miał wszelako nadzieję, że Bosinney okaże się po południu nieco ustępliwszym. Wszystko przecież od niego zależy; napewno istnieje tysiące sposobów zaoszczędzenia kosztów ostatecznego wykonania, nie psując w niczem ogólnego efektu.
Czekał więc już tylko na sposobność pomówienia z młodym architektem, któremu Irena nalewała w tej chwili pierwszą filiżankę herbaty. Promień słońca, przedzierający się przez koronkę firanek, rzucał ciepłe błyski