Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W takim razie nie może nam się na nic przydać. W takim razie wychodzi na jedno, czy istnieje, czy nie. Poco mam się modlić do Boga, który ma tylko własne cele na oku? Wiem, że Jerzy nie powinien umrzeć. Jeżeli istnieje Bóg, który może przyjść z pomocą, to śmierć Jerzego będzie prostą podłością. Jeżeli istnieje Bóg, który może przyjść z pomocą, to śmierć małych dzieci, śmierć miljonów tych biednych chłopców jest podłością. Wolę myśleć, że niema wcale Boga, niż, że istnieje bezsilny, albo zły Bóg.
Ojciec jej zakrył nagle oczy rękoma. Podeszła bliżej i objęła go ramieniem.
— Tatusiu drogi, wybacz. Nie chciałam cię urazić.
Pierson przycisnął jej główkę do swego ramienia i powiedział zgaszonym głosem:
— Jak myślisz, Gracjo, coby się było ze mną stało, gdybym był stracił wiarę, gdy twoja matka umarła? Nigdy nie straciłem wiary. Da Bóg, nigdy jej nie utracę!
Gracja szepnęła:
— Jerzy nie życzyłby sobie, bym udawała że wierzę — chciałby z pewnością, żebym była uczciwa. Jeżeli nie będę uczciwa, nie będę zasługiwała na to, by żył. Nie mam wiary i nie mogę się modlić!
— Kochanie moje, jesteś wycieńczona.
— Nie, tatusiu. — Podniosła głowę z jego ramienia, oplotła kolana rękoma i zapatrzyła się prosto przed siebie. — Tylko sami możemy sobie pomóc; a ja mogę tylko w ten sposób znosić to wszystko, że się buntuję.
Pierson siedział w milczeniu. Usta jego drżały. Czuł, że cokolwiek powie, nie będzie miało dla niej w tej chwili znaczenia. Twarz chorego była teraz ledwie widoczna w mroku. Gracja podeszła do łóżka. Stała tam długo, nie odwracając wzroku od męża.
— Idź, tatusiu, i połóż się; lekarz przyjdzie znowu