Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żenia, i, jeśliby go jakimś cudem przyjęła, nie da jej nigdy do poznania, że pamięta o jej przeszłości.
Po napisaniu listu do Gracji spędził ostatni tydzień przed urlopem na usiłowaniach przywrócenia sobie młodocianego wyglądu; dzięki czemu czuł się starszy, chudszy, bardziej kościsty i bronzowy, niż kiedykolwiek. Wstawał wcześnie, jeździł konno nawet podczas deszczu, chodził do łaźni parowej i gimnastykował się na różne sposoby; nie pił ani nie palił i kładł się spać wcześnie, słowem, zachowywał się, jakby się przygotowywał do wyścigów konnych. Kiedy jednak ostatniego popołudnia przed wyruszeniem na ową ciężką przeprawę spojrzał w lustro, ogarnęła go rozpacz; twarz jego wydała mu się tak straszliwie chuda, koloru skóry; naliczył też prawie że tuzin siwych włosów.
Kiedy odnalazł dom Lairdów i dowiedział się, że Noel pracuje w polu, doznał po raz pierwszy uczucia, że Los mu sprzyja. Takie spotkanie będzie łatwiejsze, niż jakiekolwiek inne. Przypatrywał jej się przez kilka minut, zanim go spostrzegła, a serce jego biło gwałtowniej, niż kiedykolwiek w okopach. To nowe uczucie nadziei nie opuszczało go przy powitaniu, podczas kolacji i nawet później, kiedy odeszła na górę. Potem znikło tak nagle, jakby ktoś spuścił gwałtownie roletę. Siedział dalej, starał się rozmawiać i stawał się powoli coraz bardziej małomówny i niespokojny.
— Nolli tak się męczy pracą w polu, — rzekła Gracja. Wiedział, że życzliwość podyktowała jej te słowa, ale sam fakt, że to powiedziała, był złowróżbny. Wstał wkońcu, straciwszy nadzieję ujrzenia Noel, świadom zarazem, że na ostatnie trzy pytania odpowiedział z roztargnieniem.
Przy bramie Jerzy rzeki:
— Niech pan jutro przyjdzie na obiad, dobrze?