Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gracja usłuchała jego rady. Ale napisanie tego uprzejmego, a nic niemówiącego listu, kosztowało ją bezsenną noc i dwie, czy trzy godziny pisarskiego wysiłku. Była bardzo sumienna. Świadomość bliskiej wizyty Forta wzmagała jeszcze jej obawę, z jaką śledziła Noel; raz jednak tylko udało jej się wejrzeć na chwilkę w myśli siostry, a mianowicie, gdy pokazała jej list od Thirzy, zapraszający Noel do Kestrel. Dopisek wuja Bob‘a brzmiał następująco:
„Śniedziejemy tu zupełnie. Ewa odjechała i zostawiła nas znowu samych. Tęsknimy strasznie za Tobą i za malcem. Bądź dobra, Nolli, i przyjedź do nas!“
— Oni są kochani, — rzekła Noel, — ale nie pojadę do nich. Jestem zbyt niespokojna od czasu, kiedy tatuś odjechał; nie wiesz nawet, jak dalece niespokojna. Ten deszcz budzi we mnie poprostu samobójcze myśli.

2.

Pogoda polepszyła się następnego dnia i z końcem tygodnia rozpoczęły się żniwa. Szczęśliwym dla Noel zbiegiem okoliczności właścicielowi farmy popsuła się maszyna do wiązania snopów; nie można jej było naprawić, to też potrzebował jak najwięcej rąk do pracy. Po pierwszym dniu, spędzonym w polu, ręce jej pokryte były pęcherzykami, twarz i szyja spalona od słońca, każdy nerw i mięsień w calem ciele obolały; a mimo to był to dla niej najszczęśliwszy dzień od wielu, wielu tygodni, kto wie, może najszczęśliwszy od owej chwili, kiedy ją Cyryl Morland opuścił, przeszło rok temu. Zaledwie wróciła do domu, wykąpała się i poszła do łóżka.
Leżała, chrupiąc czekoladę i paląc papierosa i rozkoszowała się uczuciem zmęczenia, które uciszyło jej niepokój. Przyglądała się pasemkom dymu, zwijającym się w spirale na tle okna, zalanego blaskiem zachodzącego