Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nigdy nie czułeś w sercu tęsknoty za dziką swobodą, tatusiu?
— Zdaje mi się, że zawsze, Nolli; zbyt wielką może. Bardzo trudno przyszło mi ją opanować.
Noel wsunęła mu rękę pod ramię:
— Chodźmy, tatusiu; odwiążmy kozę i skaczmy z nią razem po wzgórzach. Gdybyśmy tylko mieli fujarkę! Czy słyszałeś róg? Róg i koza!
Pierson przycisnął jej rękę do swego boku.
— Nolli, bądź dobra podczas mojej nieobecności. Wiesz, czego sobie nie życzę. Mówiłem ci o tem w moim liście. — Spojrzał na jej policzek i nie miał odwagi mówić więcej. Na twarzy jej pojawił się znów ten „opętany“ wyraz.
— Czy ty nie czujesz, — rzekła nagle, — że w taką noc wszystko, wszystko wkoło — gwiazdy żyją, tatusiu, i księżyc ma swe własne, wielkie życie i cienie, i ćmy, i ptaki, i kozy, i drzewa i kwiaty — wszyscy jesteśmy — wolni! O, tatusiu, pocóż trwa wojna? Czemu ludzie są tacy skrępowani i nieszczęśliwi? Nie mów mi: Bóg tak chce, nie mów!
Pierson nie mógł odpowiedzieć, gdyż przyszła mu na myśl pieśń grecka, którą tego dnia popołudniu czytał na głos.

O przyjdź upojna, wonna wiosno,
Orzeźw mnie wodą twych strumieni!
Na miękkiej łące, wśród zieleni
I kwiatów, w kole smukłych drzew,
Spocznę przy brzegu fali.
W góry przemożny gna mnie zew
Hen ponad sosny, ponad las,
Gdzie cicho pędzą smukłe psy,
Węsząc zwierzyny krew,
Gdzie jeleń zmyka oszalały,