Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pod wpływem starości. A pomiędzy czterdziestym czwartym rokiem życia, a prawdziwą starością leży przepaść. Poraź pierwszy zdarzyło jej się, że się sprzykrzyła mężczyźnie. Mój Boże! Sprzykrzyła się, zanim się cośkolwiek zaczęło, czuła to. Jak człowiek tonący, ujrzała w jednym ułamku chwili wszystkie stadja ich współżycia, i uświadomiła sobie jasno, że miłość jego do niej nie była nigdy prawdziwym płomieniem. Ogarnęło ją palące uczucie wstydu. Zagrzebała twarz w poduszkach. Serce jego należało przez cały czas do tamtej dziewczyny. Zaśmiała się i pomyślała: — Postawiłam pieniądze na złego konia; powinnabym była grać na Edwarda. Byłabym zapewne umiała zawrócić temu biednemu mnichowi głowę. Gdybym się tylko nie była znowu spotkała z Jimmy‘m; gdybym była podarła jego list, byłabym mogła rozkochać w sobie Edwarda! — Gdyby! Coż za szaleństwo! Wszystko dzieje się tak, jak się dziać musi.
Wstała i zaczęła krążyć po małym pokoju. Będzie nieszczęśliwa bez niego, a z nim też będzie nieszczęśliwa! — Nie mogę znieść jego widoku, — pomyślała; — a żyć bez niego również nie mogę. Śmieszne doprawdy! — Myśl o szpitalu przepełniała ją wstrętem. Chodzić tam dzień w dzień z tą zgryzotą w sercu — niepodobieństwo! Przeliczyła w pamięci swoje zasoby. Miała więcej pieniędzy, niż przypuszczała; Jimmy dał jej na Boże Narodzenie pięćset funtów. Z początku miała ochotę podrzeć czek, albo zmusić Forta, by go wziął zpowrotem, nauczona jednak doświadczeniem ostatnich pięciu lat, wykupiła go. Była z tego teraz zadowolona. Nie musiała się liczyć z pieniędzmi. Szukała ucieczki w myślach o przeszłości. Wspomniała pierwszego męża, Ronny Fane‘a; pokoje, zawieszone siatkami na moskity i nieludzki skwar w Madras. Biedny Ronny! Cóż za blady cyniczny upiór zjawił się przed jej oczyma, gdy wymawiała jego imię. Myślała o Lynch‘u, o jego prozaicznej solidności. Ko-