Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się można było spodziewać — wsłuchiwał się bowiem tylko w sądy własnego sumienia, a nie w sądy bliźnich; wkrótce też ogarnęło go nieustępliwe, nękające uczucie, które dręczyło go od chwili wybuchu wojny, uczucie, że właściwym jego obowiązkiem było umrzeć. Przeświadczenie, że było poniżej jego godności zostać przy życiu, skoro tylu z jego trzódki złożyło już ostatnią ofiarę, wzmogło się teraz jeszcze pod wpływem domowego nieszczęścia i gorzkich rozczarowań, jakie to nieszczęście pociągnęło za sobą. Miał wrażenie człowieka wyrzuconego poza obręb swej kasty, kiedy tak siedział i patrzył na przeszłość swą, odpływającą gdzieś w mglistą i nierealną dal. Przeżywał coś niezmiernie dziwnego: wydawało mu się, że jego dawne życie opada z niego; że leży mu u nóg, niczem znoszona skóra węża z niezliczonych pierścieni — zadań i obowiązków spełnianych dzień po dniu, rok po roku. Czy istniały kiedykolwiek naprawdę? No, teraz zrzucił je z siebie w każdym razie, teraz wejdzie w nowe życie, rozświetlone wielką prawdą, jaką jest śmierć! Chwycił za pióro i napisał zgłoszenie rezygnacji.