Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o ile pan tego nie weźmie za obrazę. Każdy, kto otwiera przed innymi swe serce, czuje, że traci autorytet. A wam nie wolno nigdy zapomnieć, że jesteście urzędnikami. Prawda?
Pierson zaczerwienił się.
— Mam nadzieję, że przyłącza się do tego jeszcze inne uczucie. Myślę, że mówiąc o naszych cierpieniach i głębszych przeżyciach, mamy wrażenie, że się narzucamy, że uważamy się za zbyt ważnych i zbyt wiele zastanawiamy się nad sobą, miast zajmować się bliźnimi.
Monsieur, au fond wszyscy zajęci jesteśmy sobą. Przyznają panu, że przez nienarzucanie się drugim udoskonalamy się. Eh bien! Czemże to jest, jeżeli nie zajęciem się sobą w głębszem tego słowa znaczeniu? Istnieje tylko jedna możliwość, by zapomnieć o sobie, a mianowicie, by zapomnieć o wszystkiem, tak, jak ja zapominam o wszystkiem, kiedy maluję. Ale — dodał z nagłym uśmiechem, — pan nie chciałby wcale zapomnieć o udoskonalaniu własnej duszy — to nie byłoby może słuszne w pańskim zawodzie. Muszę więc zabrać stąd ten obraz, prawda? To jedna z moich najlepszych prac. Bardzo mi żal, żem jej nie mógł skończyć.
— Może kiedyś...
— Kiedyś! Obraz będzie stał spokojnie, ale mademoiselle nie. Rzuci się nagle w jakiś nowy wir wrażeń i proszę! z twarzy tej nie zostanie śladu. Nie, wolę zachować go takim, jaki jest. Teraz jest w nim prawda. — Zdjął płótno, postawił koło ściany i zaczął składać sztalugi. — Bon soir, monsieur, był pan bardzo dobry dla mnie. — Uścisnął mocno rękę Piersona. W twarzy jego przez chwilę widać było tylko uduchowione oczy.
Adieu!
— Dowidzenia — szepnął Pierson. — Niech pana Bóg ma w opiece!