Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwoite. Ale mimo, żeś sprawę załatwiła krótko i uciekła, złoży i tak swój urząd, Nolli.
— Ach, nie! — zawołała Noel.
Jerzy potrząsnął głową.
— Zobaczysz, że zgłosi rezygnację; nie ma ani odrobiny praktycznego zmysłu.
— W takim razie złamałam mu życie, zupełnie, jakbym — och, nie!
— Siądźmy tutaj; muszę być na jedenastą z powrotem.
Usiedli na ławce; przed nimi staczał się stromo zielony, urwisty brzeg ku morzu, które oczyściło się już zupełnie z mgieł i leżało przed nimi bardzo dalekie i bardzo błękitne.
— Pocóż miałby zgłaszać rezygnację, — zawołała Noel ponownie, — teraz, skoro odeszłam? Zmarnuje się bez swojej pracy.
Jerzy uśmiechnął się.
— Właśnie, że się odnajdzie. Będzie tam, gdzie powinien być, Nolli, tam, gdzie jest jego Kościół, a gdzie niema sług Kościoła — w powietrzu!
— Nie mów tak! — zawołała Noel gwałtownie.
— Nie, nie, ja wcale nie dowcipkuję. Niema na ziemi miejsca dla świętych, wyposażonych autorytetem. Potrzeba nam świętego symbolu, nawet, gdybyśmy nie wierzyli, ale żaden śmiertelnik nie czuje potrzeby człowieka, który chce być świętym i miewać wizje, a jednocześnie chodzić po naszym świecie i w praktycznem życiu kierować losami ludzi. Świątobliwy przykład — owszem; ale nie świątobliwe rządy. Byłaś dla niego wyswobodzeniem, Nolli.
— Ale tatuś kocha swój Kościół.
Jerzy zmarszczył brwi.
— Zapewne, przyjdzie mu to niełatwo. Każdy człowiek ma słabość do miejsca, gdzie przez tak długi czas