Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SZÓSTY.
1.

Nazajutrz po owym cichym wybuchu uczuć w salonie, była niedziela. Noel, idąc za popędem, który się w niej zbudził w nocy, aby okazać ojcu jaknajwięcej serca, zapytała:
— Czy życzyłbyś sobie, żebym poszła do kościoła?
— Naturalnie, Nolli.
Jakąż inną odpowiedź mógł jej dać? Dla niego Kościół był przybytkiem pokoju i rozgrzeszenia, dokąd ludzie powinni się uciekać, gdy czują się pełni winy lub gdy ich nęka troska. Kościół był niebem grzeszników, źródłem miłosierdzia, przebaczenia i miłości. Nie wierzyć w to po tych wszystkich latach — znaczyłoby przeczyć użyteczności całego swego życia i rzucać obrazę na Dom Boży.
A więc Noel poszła z nim do kościoła, Gracja bowiem pojechała na week-end do Jerzego nad morze. Wsunęła się cicho do bocznej nawy i usiadła w pustej ławce tuż przed kazalnicą. Nie odwracała przez cały czas oczu od kazalnicy, nie zauważyła więc, jakie poruszenie wywołała jej obecność w ciągu godziny i dwudziestu minut. Za jej plecami nieme fale zdziwienia, potępienia i odrazy przebiegały tajemnym prądem rzesze