Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kto powie słowo przeciw niej, to mu kark skręcę. I wierz mi, będziesz tak czuł w istocie, gdy do tego przyjdzie. — Wypuścił wielki kłąb dymu, który przesłonił mu brata. Krew, tętniąca mu w skroniach, nadawała głosowi Edwarda głuche brzmienie.
— Nie wiem; starałem się patrzeć jasno na tę sprawę. Modliłem się, by mi Bóg wskazał, gdzie leży mój i jej obowiązek. Zdaje mi się, że Nolli nie zyska spokoju duszy, zanim nie odpokutuje winy jawnem cierpieniem; że sąd świata jest krzyżem, który będzie musiala nosić; szczególnie w obecnych czasach, kiedy cały świat tak mężnie cierpi. A jednak to wszystko wydaje mi się takie surowe, takie gorzkie, — moja biedna mała Nolli!
Nastąpiło milczenie, przerywane jedynie pykaniem fajki Roberta. Wkońcu rzekł porywczo:
— Nie pojmuję cię, Ted; zupełnie cię nie pojmuję. Mojem zdaniem człowiek powinien chronić swoje dzieci, jak tylko umie najlepiej. Powiedz jej, co ci się żywnie podoba, ale nie pozwól tego czynić światu. Do licha, świat jest jedną wstrętną wylęgarnią plotek. Uważam się za światowca, ale kiedy chodzi o sprawy prywatne, wtedy umiem sobie zakreślić pewne granice. To, co mówisz, wydaje mi się — wydaje mi się nieludzkie. Co Jerzy Laird o tem myśli? To rozsądny chłop. Myślę, żeś się go pytał — a raczej, żeś się go nie pytał. — Ujrzał bowiem, że ów specyficzny uśmieszek pojawił się na twarzy Edwarda.
— Nie, — rzekł, — nie pytałbym s!ę chyba Jerzego Laird o jego zdanie.
Robert uświadomił sobie nagle, jak uparcie samotny był ten szczupły, czarno odziany człowiek, którego palce bawiły się małym złotym krzyżykiem. — Na Boga — pomyślał. — Zdaje mi się, że Ted jest jak owi dziwacy na Wschodzie, którzy odchodzą od ludzi na pustynię. Otoczył się wizjami i rzeczami, które nie istnie-