Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ralne u człowieka, który dwadzieścia pięć lat życia spędził na Ceylonie. Edward sympatyzował z dymisjonowanym rządem, Robert z nowym. Żaden z nich nie miał specjalnych przyczyn swej partyjnej przynależności poza argumentami, wyczytanemi w gazetach. I jakieżby właściwie inne przyczyny mieć mogli? Edward nie lubił prasy koncernu Harmsworth, Robert natomiast uważał ją za pożyteczną. Robert był gwałtowny i nie umiał skoncentrować myśli; Edward miał usposobienie marzycielskie, nieco dydaktyczne; Robert uważał, że biedny Ted wygląda jak cień; Edward uważał, że biedny Bob wygląda jak księżyc w pełni. Powierzchowność ich, zarówno jak zapatrywania i głosy, tworzyły rzeczywiście dziwny kontrast; ciemne i blade oblicze Edwarda z wąskiemi, zapadłemi policzkami i krótką, spiczastą bródką — i czerwona, szeroka, pełna twarz Roberta okolona bokobrodami. Rozeszli się, uścisnąwszy sobie serdecznie dłonie na dobranoc.
Tak zaczęło się to dziwaczne współżycie dwóch braci, na które składało się pół godziny, spędzonej przy wspólnem śniadaniu, podczas którego każdy czytał swoją gazetę; kolację jedli razem może trzy razy na tydzień. Każdy z nich uważał brata za dziwaka, ale trwał dalej w jaknajlepszem o nim mniemaniu. A w głębi duszy obydwu instynkt przynależności rodowej wzrastał i kazał im trzymać się razem w nieszczęściu. O nieszczęściu tem jednak nie mówili ze sobą nigdy, choć Robert niejednokrotnie zniżał nieznacznie gazetę i przypatrywał się bratu z nad okularów zsuniętych nisko na kształtny nos; mała zmarszczka współczucia pojawiała się wtedy na jego czole pomiędzy krzaczastemi brwiami. Czasem spotykał się ze wzrokiem Edwarda, którego oczy odrywały się od gazety, aby spojrzeć — nie na brata wprawdzie, ale na groźną wizję przyszłości. W takich wypadkach Robert poprawiał gwałtownym ruchem okulary,