Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumiem; ale zobaczysz, że wszystko się ułoży, jeżeli nie będziemy ujmowali sprawy zbyt tragicznie. Czy mam pomówić z Nolli?
Gracja przyzwoliła, by móc ojcu powiedzieć: — Jerzy ją zbada — i odroczyć temsamem rozmowę. Niemniej jednak cała sprawa wydawała jej się coraz większą klęską, której nic nie mogło zmniejszyć, ani usunąć.
Jerzy Laird miał niemało chłodnej odwagi, nieocenionej w ludziach, którzy muszą zarówno łagodzić jak i zadawać ból, a mimo to, mówiąc jego słowami, — nie był bynajmniej zachwycony tą misją; zaproponował Nolli przechadzkę, ponieważ obawiał się sceny. Nolli zgodziła się chętnie z tych samych przyczyn. Lubiła Jerzego, a ponieważ jako szwagierka umiała patrzeć na niego bardziej objektywnie i z właściwą jej młodzieńczą wnikliwością, znała go może lepiej, niż własna żona. W każdym razie była pewna, że nie spotka jej z jego strony ani potępienie, ani współczucie.
Mogli byli oczywiście pójść w jakimkolwiek kierunku, poszli jednak w kierunku City. Takie głęboko uzasadnione decyzje są często podświadome. Szukali bezwątpienia oschłej, nie wzbudzającej wzruszeń okolicy; lub też może okolicy, gdzieby Jerzy, który był w uniformie, mógł odpocząć od nieustannych, automatycznych żołnierskich gestów powitalnych. Doszli do Cheapside, zanim uświadomił sobie w całej pełni jak dziwaczny był ten spacer z piękną, młodą szwagierką poprzez tłumy śpieszących, czarno odzianych businessmanów. — Djabli nadali ten spacer — pomyślał. — Okazuje się, że w mieszkaniu byłoby przecież łatwiej.
Odchrząknął jednak, uścisnął lekko jej ramię i zaczął:
— Gracja powiedziała mi, Nolli. Najważniejszą rzeczą jest, żebyś nie upadła na duchu i żebyś się nie martwiła.
— Przypuszczam, że nie możesz mi pomóc.