Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Leila spojrzała na niego i pomyślała:
— Bezradny? Tak wyglądasz, mój biedny Edwardzie!
— Jestem za tem, żeby pracowała dalej — rzekła — praca pomaga; to jedyna rzecz, jaka wogóle pomaga. Zobaczę, czy uda mi się wpłynąć na przełożoną, żeby jej pozwoliła pielęgnować chorych. Powinna się zetknąć z cierpieniem i z żołnierzami; robota w kuchni będzie ją teraz bardzo denerwowała. Czy był bardzo młody?
— Tak. Chcieli się pobrać. Byłem temu przeciwny.
Wargi Leili skrzywiły się w niewidocznym uśmieszku ironji. — Bardzo to do ciebie podobne — pomyślała.
— Nie mogłem znieść myśli, że Nolli wejdzie w małżeństwo tak nagle bez zastanowienia; znali się wszystkiego trzy tygodnie. Bardzo mi to ciężko przyszło, Leilo. A potem nagle posłali go na front.
Niechęć wezbrała w sercu Leili. Że też zawsze musieli się znaleźć ludzie, poczytujący sobie za obowiązek zabijać wszelką radość! Tak, jakby jej samo życie nie zabijało dość prędko. Twarz kuzyna z malującą się na niej zatroskaną dobrocią była jej w tej chwili prawie wstrętna. Szpecił ją i zaciemniał w oczach Leili wyraz mnisiej świątobliwości. Odwróciła głowę, spojrzała przelotnie na zegar nad kominkiem i pomyślała: — Tak, onby z pewnością chciał rozłączyć mnie z Jimmym. Powiedziałby: — Och, nie, droga Leilo — nie powinnaś kochać — to grzech! Jakże nienawidzę tego słowa!
— Według mnie najgorszą rzeczą w życiu, — powiedziała znienacka, — jest tłumienie naturalnych instynktów. Ludzie tłumią je w sobie i żądają od innych, by je też tłumili, jeżeli tylko potrafią; w tem właśnie leży przyczyna połowy nieszczęść tego świata.
Widząc zdziwienie na jego twarzy z powodu tego małego wybuchu, którego przyczyn znać nie mógł, dodała szybko: