Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mawiał z Noel. Nie była zawistna z natury i umiała szczerze podziwiać Noel, ale myśl, że Jimmy Fort podziela jej podziw, niepokoiła Leilę bardzo. Nie powinien; to nie było fair; był za stary — a poza tem Noel miała swego chłopca; postarała się, żeby Jimmy o tem wiedział. Podczas śpiewu jakiejś młodej pani z odkrytemi ramionami pochyliła się ku niemu i zapytała szeptem:
— O czem pan myśli?
— Powiem pani później — szepnął w odpowiedzi.
To ją pocieszyło. Poprosi go, by ją odprowadził do domu. Już czas, by mu dała zajrzeć w swe serce.
Ale teraz, kiedy siedziała w aucie zdecydowana wyjawić swe uczucia, opadła ją nagła nieśmiałość i zrozumiała, że bardzo jej to trudno przyjdzie. Miłość, która jej nie nawiedziła przez ostatnie trzy lata, ożyła teraz w jej sercu. Świadomość ta była tak słodka i tak niepokojąca zarazem, że Leila siedziała nieruchomo, odwrócona od towarzysza, niezdolna wykorzystać cenne chwile. Zajechali przed mieszkanie, stwierdziwszy jedynie, że ulice są ciemne, a księżyc jasny. Wysiadła z auta w rozterce i rzekła zupełnie zrozpaczona:
— Musi pan wejść na górę na papierosa. Jeszcze bardzo wcześnie.
Wszedł na górę.
— Niech pan chwilkę zaczeka — rzekła Leila.
Czekał równo dziesięć minut przy papierosie i whisky, zapatrzony w kilka słoneczników w pięknym wazonie. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie noska królewny z bajki i subtelnego wdzięku z jakim wargi jej kształtowały każde słowo. Gdyby nie miała tego młodego drapichrusta na froncie, człowiek pragnąłby zapinać klamerki u jej buciczków, rozścielić dla niej płaszcz na błocie, czy co tam ludzie robili w bajkach. Człowiekby pragnął — ach, czegoby człowiek nie pragnął! Niech