Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ból. Całą godzinę od siódmej do ósmej, kiedy zwykle pełnił wobec swoich parafjan obowiązki zastępcy Boga na ziemi, spędził na modlitwie, prosząc by Bóg mu wskazał, jak jej ma zadać ten cios, i jak ją z niego uleczyć. Kiedy wkońcu Noel przyszła, otworzył jej sam drzwi, odgarnął jej pieszczotliwym ruchem włosy od czoła i rzeki:
— Wejdź do mnie na chwilkę kochanie. Noel weszła za nim do gabinetu i usiadła.
— Wiem już, tatusiu.
Opanowanie córki przeraziło Piersona bardziej, niż naturalny wybuch uczuć. Stał koło niej, gładząc nieśmiało jej włosy i szepcząc słowa, które niedawno mówił do Gracji, i które codzień powtarzał tylu ludziom: — Niema śmierci, ciesz się myślą, że się zobaczycie w lepszym świecie. Bóg jest miłosierny. — Zdumiewał go spokój tej bladej, tak młodej twarzy.
— Jesteś bardzo dzielna, drogie dziecko! — rzekł.
— Nic mi innego nie pozostaje, prawda?
— Czy mógłbym coś dla ciebie zrobić, Nolli?
— Nie, tatusiu.
— Kiedyś przeczytała?
— Wczoraj w nocy.
Wiedziała już od dwudziestu czterech godzin i nie powiedziała mu ani słowa!
— Czy modliłaś się, dziecko drogie?
— Nie.
— Spróbuj, Nolli.
— Nie.
— Ach, spróbuj tylko.
— To byłoby śmieszne, tatusiu; nie możesz tego zrozumieć.
Zaskoczony i dotknięty do głębi odsunął się od niej i rzekł: