Strona:Joanna Grey.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NORTHUMBERLAND.

A więc chwila naszego rozstania.
Raz jeszcze zamach podniesiem wśród miasta,
Wyatt go rozpoczął — użyję pozorów —
Jeźli zwycięży ta krwawa niewiasta,
Nie pozostaje — jak przejść do Tudorów.

JOANNA (w oburzeniu).

A wstyd gdzie? a! za mężów się rumienię!
Więc, mnie, ofiarę twoją, co złamałeś,
Opuszczasz — honor — wiarę — precz z mych oczu!...

(Northumberland odchodzi).

Dziś mi się oczy na ten świat rozwarły —
Idę do grobu!... dobrze! byle prędzej...
Po drodze ronię dla biednej ludzkości
Szacunek — nic nie widzę prócz podłości!...

(muzyka balowa ciągle się odzywa).


LORD CLINTON.

Uchodź królowo — tutaj niebezpiecznie!..
Już świta — może jaki skrytobójca...
Przebierz się prędko!... błagam! chodź do Tower,
Słyszysz te strzały — co jutrzenkę budzą...
Walka zawrzała już w ulicach miasta,
Obie królowe wjeżdżają na koniach,
A podłe tłumy wiwat! im wołają!...

JOANNA.

Te same, które wczoraj mnie wołały!...
Ludzkości!... czyś ty marnem słowem tylko!...

CLINTON.

Chodźmy — trza przebrać się — za późno chwilką
Możemy zginąć — nie ufam nikomu...

JOANNA.

Idę — gdzie — nie wiem. Czy wrócę do domu,
Czy ujrzę jeszcze drogie sercu twarze,
Może kat — topór!
ha!...
ofiar ołtarze!
Źle mi — opuścił mąż... matka — wyzuta
Już z macierzyństwa — źle mi, czym otruta!
Zda mi się konam — idźmy — o! me losy