Strona:Joanna Grey.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JEDEN Z LUDU.

Bal będzie w zamku... maszkary... trefnisie!...

(rozchodzą się w różne strony — orszak niknie w oddali — słychać odległe strzały — inna grupa ludu nadchodzi).


JEDEN Z NICH.

Słyszysz te strzały?.. to wojna domowa!
Od Maryi Tudor niech nas Bóg uchowa.

INNY.

Słyszałem, że już do stolicy kroczy...

KOBIETA.

Biada nam! szaty we krwi naszej zbroczy. —

MIESZCZANIN.

Nikt się nie oprze — mówią, że pobity
Northumberland — więc cicho trzeba siedzieć. —

DRUGI MIESZCZANIN.

Chodźmy do domów — o niczem nie wiedzieć
Najlepiej w pośród wojny lub wesela...

INNY.

Drwić trza z powstania co się nie udało,
Z krwi, której tyle marnie się przelało,
A tak dojdziemy wszelakich godności,
Gdy się zbłaźnimy — dopniemy mądrości!

PIERWSZY.

Spokój — dobrego jest obywatela
Pierwszą zaletą! na bok wszelkie żądze!

DRUGI.

Dom zaryglować — i zamknąć pieniądze —
Potem niech sobie ile chcą, wojują...

(odchodzą).




Zmiana. Na pokojach królewskich — sala balowa rzęsiście oświetlona — w głębi inne komnaty — bal maskowy — muzyka — światła — kwiaty — strojne maski snują się wszędzie.
(Dwa domina czarno ubrane wychodzą z boku).


MASKA PIERWSZA.

Bal ten wygląda jak pogrzeb tańcujący — ani wesołości ani swobody — wszyscy niespokojni — królowa smutna — dwór niemy. — —