Pan ten, nie wiem kto jest, słyszał przez ścianę moje sieroce skrzypce, jak na wieżyczce z wichrami Tamizy płakały wśród nocy — jam mu jeść nosił, kazał sobie grać — mówił mi, że spać nie mógł i to go uspiło, że się modlić nie może — i modlił się, że płakać nie może — i płakał — i odtąd był spokojny, a pierwej jak lew rzucał się po całych nocach i mówił słowa niezrozumiałe... jam go ukoił!...
Mój bracie a twoi rodzice? czy żyją?
Matki nie mam, próżno szukałem jej grobu wśród cmentarzy — była uboga, tam błyszczą tylko bronzy i marmury — a mogiła jej znikła i przepadła wśród tysiąca innych — klęczałem sam na cmentarzu i modliłem się do jej ducha na skrzypcach, i zeszedł księżyc i groby w dreszczach listków płakały ze mną — i nikt, nikt więcej — — ale i Pan Bóg płakał ze mną w tych skrzypcach! tam — przypadkiem spotkał mnie Holbein, kiedy rysował szkielety... (po chwili zadumy.) Ty płaczesz!? o Pani, może cię zasmuciłem — patrz ja się smieję... (ociera łzy ukradkiem.)
O! biedny bracie!... (do siebie.) Tam! na tronie jeden brat mój w rozdarciu i żałości, kona wśród blasku i pragnienia Midasowego, tu drugi w ciemności i żałobie sam nie wie, jak fiołek o boleściach i woni swojej — obaj równo nieszczęśni — i mówią, że nierówny podział losów na świecie! o obdzieleni równo! niech patrzy kto ma oczy! gdzie blask i świetność? gdzie nędza i rozpacz?... (do Alastora.) Któż cię wychował! kto się starał o młodość twoją?...
Czy widzisz Pani tę roślinkę małą, słabą, co nie widziała promienia słońca? łzami więźniów podlewana, pod rdzą kraty wyrosła — a jednak żyje — i rośnie ku niebu — widzisz ją?
Widzę.
To — ja!
O nadzwyczajna naturo! a ojciec twój?...