Żyjemy w wieku niestety! gdzie najzacniejszy z kanclerzy, spalił trzech heretyków, a Cranmer! nie do uwierzenia! trzech anabaptystów! tej plamy z siebie nie zmyje!
Aż strach pomyśleć! Jednak — czyż niepodobna inaczej rządzić światem? czy tylko strach ma ku dobru kierować — naturę człowieka? czy topór kata ma być podporą władzy króla? Ja — gdybym była królową, choć jestem protestantką, nie prześladowałabym katolików, nie paliłabym żydów ani anabaptystów — ludzie dobrej woli, byli by mi wszyscy pożądani — co mówi Sir John Aylmer? wszak ja w ten sposób tłómaczę sobie święte słowa biblii: „pokój ludziom dobrej woli na ziemi!... a Panu chwała w niebiesiech!“...
O Joanno! ty myślą sięgasz po za wieki! a odwagą wyprzedzasz humanistów!...
Obyś ten pokój znalazła na ziemi!
A — Sadder zawsze czarno na świat pogląda!... z memi księgami, z których piję jak słaba ptaszyna ze źródła, a co się napiję to głowę wznoszę w niebo — z naturą, ze sztuką — w mojem najdroższem ustroniu Bratgate,[1] wśród wspomnień dzieciństwa, niemiałabym znaleść spokoju!
Tylko ten go znajdzie, komu sztuka naturą — a natura sztuką! ale przed tobą życie o lady! od takich jak ty świat żąda najwięcej! i żądać ma prawo! Przypomniałaś mi dawne rozmowy — i dawne czasy — kiedy Erazm wprowadził mnie do Anglii! Tomasz Morus pierwszy!.. pokój jego duchowi! stawił mnie przed królem. Erazm przybył nieznany — Morus przyjął gościnnie podróżnego z Chelsea — zaczęli dysputować o teologii — tożto były zapasy! dwa wielkie duchy wzięły się za barki — aż wreszcie zdumiony wymową Erazma Morus, uderzając pięścią w stół zawołał: ty jesteś Erazm z Roterdamu, albo sam szatan!... Erazmus podał mu dłoń z uśmiechem. Tę chwilę pochwyciłem do mego obrazu — i wywdzięczyłem się obu.
Widziałem[2] go w Chelsea,[3] przepyszny! co za szkoda, żeś ty Niemiec i nie do nas należysz!