maków, kołysanych kiwaniem statku, poruszył się
jeden, i za chwilę przed porucznikiem stanęła naga,
rozczochrana postać ucznia dyżurnego międzypokładu.
— Budzić! — rzucił krótko porucznik i odszedł.
Nagus szarpnął pierwszy hamak, wiszący z brze
gu, wprowadzając dysonans w jeden przy drugim
zaczepione napowietrzne łoża morskie, kołyszące się
ze statkiem.
Wraz z pierwszym, rozbujanym przez dyżurnego
hamakiem, poruszyły się inne, uderzając śpiących o siebie.
Rozległy się mrukliwe jęki i postękiwania.
Z pierwszego hamaku wyjrzała senna twarz, po
patrzyła chwilę uważnie i z nienawiścią na dyżurnego, następnie energicznym ruchem uniosła się ku
górze, ale trzasnęła czołem o pułap, znajdujący się
tuż nad hamakiem, wydała bolesny okrzyk i wślad
za nim wybluznęła z ust całą serję wyborowych,
subtelnych przekleństw, w których żadne słowo
dwa razy się nie powtarzało. Z sąsiednich hamaków
zaczęły wyglądać ręce, twarze, nogi i inne części
ciała ludzkiego. Dyżurny międzypokładu poszedł
dalej, szarpiąc hamaki i pokrzykując: Wstawać!
Wstawać! Pod szlauch! Prysznic pierwsza klasa!
Woda piętnaście stopni ciepła! Wstawać! Wstawać!
Strona:Jerzy Szarecki - Na pokładzie Lwowa.djvu/30
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.