Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzo nie lubiłem tego, że nazywano mnie nieletnim. Przecież jestem już dorosły, monsieur, nieprawda?
Bardzo mi było dobrze z mamusią. Gdy mamusia umarła, zrobiło się źle. Nie miałem co jeść. Sprzedawałem potrochu rzeczy, jakie mi zostały po śmierci mamusi, i płaciłem sąsiadom, a oni dawali mi jeść. Ale teraz już nie mam co sprzedać. Zostały tylko te buty, których nie chciałem sprzedać, bo mamusia je bardzo lubiła.
— Dlaczegóż mamusia umarła? — spytał Cap zduszonym głosem.
— Utopiła się, monsieur. Trzy tygodnie temu się utopiła. Przynieśli ją już nieprzytomną, Mówili, że po pijanemu wpadła do wody. Przed śmiercią jednak odzyskała jeszcze przytomność, całowała i żegnała się ze mną, prosiła przebaczenia — za co? Prosiła jeszcze, że jeżeli kiedykolwiek tatuś wróci, powiedzieć mu, że już się na niego nie gniewa i że do śmierci kochała go, swojego drogiego marynarzyka, psiakrew, carramba!
Gruby bosman Cap nie słuchał już dalej. Objął ramionami ciemną główkę chłopaka i przycisnął do wstrząsanej łkaniem piersi.
— Chodźmy stąd — powiedział do chłopca — pójdziemy na okręt. Będziemy teraz żyć razem. Będziemy pływać w dalekie kraje, a ty będziesz mi opowiadać o swojej mamusi. Chodź, bierz buty ze sobą.




Na „Lewiatanie“ w bosmańskiej kajucie Capa wiszą na gwoździu nad koją wysokie nieprzemakalne wyrudziałe od morskiej wody buty.