Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi. Przegraliście. Burza zwyciężyła was, a ja zwyciężyłem burzę.
Marynarze, u których po wielkiem napięciu nerwów i sił nastąpiła reakcja, milczeli, chwiejąc się ze znużenia na nogach.
— A teraz — rzekł znów groźny kapitan — nastąpi doraźny wymiar sprawiedliwości.
— Szczeniak! — krzyknął do malca, stojącego zboku — leź na saling, postoisz tam sobie dwie godziny za karę, żeś rzucił ster, co w niemałym stopniu mogło być przyczyną awarji na wanty!
Przeprowadził wzrokiem małą figurkę chłopca, pnącą się wzwyż, i spuścił zeń oko dopiero wtedy, gdy sylwetka jego ukazała się na salingu.
Wtedy spojrzał twardo, surowo wprost w tłum.
— Ty — wskazał jednego marynarza — pójdziesz na ster i zmienisz czarnego. Jego przyślij tutaj.
Marynarz odszedł na rufę.
Groźny kapitan zwrócił się do tłumu stojącej w milczeniu załogi.
— Prawo korsarskie — rzekł — twardsze jest jeszcze od prawa morskiego. Podżegacz do buntu ponieść musi karę.
Po chwili przed groźnym kapitanem stanął czarny.
Był blady. Trząsł się ze strachu. Pomimo wysiłków nie mógł ukryć drżenia kolan. Wzrokiem błagalnym patrzał w surowe źrenice korsarza.
— Wziąć go! — rzucił przez zęby groźny kapitan.
Dwóch marynarzy chwyciło podżegacza za ręce. Nie opierał się. Zapadło milczenie i słychać było wyraźnie huczenie wichru w wantach i olinowaniu.
Korsarz w zamyśleniu opuścił głowę na piersi,