Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cień niewieści i podążał do dzielnicy szynków i domów gry, gdzie ciszę nocy targały zawadjackie dźwięki harmonji i gdzie hulał szeroko rewolucyjny żywioł przestępczy.
Gdy cień ten wchodził w krąg światła latarń ulicznych, przeistaczał się w kobietę o greckim profilu, w kobietę o urodzie niezwykłej.
Znali ją w tej dzielnicy. Znali jej chód, spojrzenie, znali jej pocałunki i pieszczoty sprzedajne, znali jej głos, w ciemności wabiący:
— Ej, towariszcz, pójdziemy zabawić się do mnie?
I gdy złapany marynarz lub „krasnoarmiejec” szedł „zabawić się do niej”, poznawał wnet historję jej życia.
A później nocy następnej, zetknąwszy się z nią na ulicy, już sam proponował zabawę i, klepiąc poufale po twarzy, pytał drwiąco:
— Nu, i jak tam, czy nie wrócił jeszcze twój „groźny kapitan“? Czy nie przyjmą cię rodzice zpowrotem do domu?
A dowiedziawszy się, że „groźny kapitan” jeszcze nie wrócił, rodzice zaś nie przyjmą do domu wyrodnej córki, szedł z nią do szynku, gdzie grzmiała muzyka i tam wśród orgji zabawy zabójczej noc spędzał.
Nad ranem dopiero wracała do domu, pnąc się z trudem po stromych schodach na poddasze do małego pokoiku, w którym mieszkała.
W pokoiku tym przy oknie, wychodzącem na morze, stała kołyska, w której spał jej synek maleńki.
I często w słotne, dżdżyste wieczory zimowe, gdy