Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nietyle foxterrierek, ile mieszanina zdaje się świnki morskiej z królikiem.
— Głowa go boli i musi spokojnie leżeć — odpowiada pani Wanda.
— Przepraszam panią, rozumiem, że Pikuś ma kompres na głowie, skoro go głowa boli, ale do czego służą mu te obrazki?
— Żeby się nie nudził... — odpowiada łagodnie pani Wanda.
—?!?
Kiedy ochłonąwszy po tej informacji, ośmieliłem się zauważyć, że chyba właśnie sztuka malarska w tym domu przyczyniła się do jego migreny, więc okłady z obrazów lokalnej produkcji przyśpieszą tylko śmierć niewinnego stworzenia — pogniewała się na mnie pani domu nie na żarty.


II. MIESZKANIE W SZAFACH.

Mimo to oszalałem z radości, kiedy, wylądowawszy w Warszawie, ujrzałem lądujących tu pp. Jerzych Hulewiczów. On gospodarował na wsi pod Warszawą — lecz na Polnej, gdzieś pod niebem, miał atelier.

Czegoś równie cudacznego i przyjemnego, w życiu nie widziałem: pusta stodoła, olbrzymia jak plac Unji Lubelskiej. Po środku amfiteatralnie ustawione szafy, drzwiami na zewnątrz. Może 30, może 50 szaf. Wewnątrz stworzonego w ten spo-

91