Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sukał znów ślagon w całej jeongrafji,
jak z galicyjskiej wyzwoilć się mafji,
cy aby jesce znańdzie się godnego
cośik dla niego?
Były WÓDCANY i były PSIE WOLE
i nazwy takie, ze az w usach kole,
ode MIENTÓWKI, az po JAZENBINKĘ...
łykaj se ślinkę!
Zaś pieron raptem spadł z jasnego nieba,
dziadka zatchnęło, ze wiencej nie tseba,
bo tsask prask ślagon ŚWIENTE zadatkował,
całkiem zwarjował!
Zamiast ratafji, jest święcona woda,
do cegoś złego nie tsęsie się broda,
świenci z kamienia wsendzie stoją dzielni —
niema gozelni.
Z owieckiej wełny robią tam sutanny,
nikt ani spojzy na co młodse panny,
nigdy już w Świentem nie idzie Veuve Cliquot.
pija się mliko.
W Bogu nadzieja, ze znów swe manatki
spakuje ślagon, plując na zadatki
i do Gailcji wróci za cas krótki,
napić się wódki...


Do Galicji niestety nie wróciłem, natomiast w Świętem istotnie miejsca nie zagrzałem i znalazłem się pod Poznaniem w Sierosławiu, skąd często opierałem się o Przemysłowy gród i jego punkt prycypałowy tj.: hotel Bazar.