Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a kiedy przychodzi przeszkoda, to dwie przeszkody, jedną obok drugiej!
Mimo wszystko, dzięki przytomności Erosa, skaczemy perfect trzy pierwsze hürdy — przed czwartą pęka mi puślisko. Wściekły klnę — zarzucam jednak i drugie strzemię na siodło przez siebie i jadę już bez strzemion, full pease, na wszystkie przeszkody.
Jadę i jadę — skaczemy co się da, kolejno, bez jednego błędu — ale jakoś mi się wydaje, że zadużo tych hürd, jak na normalny konkurs. Podwójną porcję ustawili, czy co?! Słyszę przytem jakieś krzyki, wołania, a ja nic, tylko jadę. Skacze Eros i tylko on, bo ja staram się jedynie utrzymać równowagę na siodle, bez strzemion będąc, a z bowlą w głowie.
Nareszcie czuję, że dzieje się coś nienormalnego. Jak przez mgłę widzę przed sobą kilku oficerów, machających chustkami do nosa i wrzeszczących, jakby ich ze skóry obdzierali.
Konia paruję i pytam:
— Was ist denn los — !? Verrückt sind sie alle geworden?!? Nagle zjawia się gen. Ruiz we własnej osobie:
— Na, Herr von Janowski, widziałem dużo warjatów, ale takiego indjanina, któryby dwa razy robił parcours, z włosem i pod włos i w dodatku bez strzemion, to pierwszy raz widzę...
I istotnie pokazało się, że objechałem dwukrotnie wszystkie przeszkody i żeby nie żywa baryka-